moja matka poniemiecka:
Podczas Bożego Narodzenia słuchałem, jak ze swoim starszym bratem wspominała pierwszą po wojnie wyprawę do polskiego sklepu. Mieszkali wtedy u rodziców, na wsi pod Opolem. Poszli kupić mu spodnie. On po polsku ani w ząb, matka trochę po śląsku. Pokazują na półkę, potem na swoje uda.
– Spodnie? – zgaduje ekspedientka.
– Nie – odpowiada matka i myśląc, że spodnie, jak wskazuje nazwa, nosi się pod spodem, tłumaczy, że chodzi jej o to, co się zakłada na kalesony.
– Spodnie! – wyjaśnia ekspedientka.
– Nein, keine spodnie – złości się matka. – Wierzchnie, my chcemy wierzchnie – dodaje w przebłysku lingwistycznej iluminacji.
Piotr Adamczyk, Dom tęsknot

